RÓŻA JERYCHOŃSKA - SPEKTAKL, KTÓRY TRZEBA ZOBACZYĆ

Widzieliśmy już w życiu wiele spektakli i myśleliśmy, że ciężko będzie nas czymkolwiek zaskoczyć i jak się okazuje, byliśmy w ogromnym błędzie. Od pierwszych chwil spektakl wzbudza ogromne emocje, które nie puszczają aż do ostatniego wypowiedzianego na scenie wyrazu. Nowy spektakl Teatru Jaracza w Łodzi to zdecydowanie strzał w dziesiątkę!

fot. Maciej Piąsta     

Główną bohaterką jest Olena (później Amal), młoda dziewczyna, Ukrainka, która trafiła do Libanu i wbrew swojej woli stała się prostytutką, wykorzystywaną przez handlarzy żywym towarem. W tą postać wciela się fenomenalna Agnieszka Więdłocha, która już podczas pierwszej sceny daje tak niesamowity pokaz swoich aktorskich umiejętności, że aż ciężko uwierzyć, że będzie w stanie dalej jeszcze bardziej to przebić — a tak się dzieje. Jest obecna na scenie prawie przez cały spektakl, a ani przez chwilę nie odpuszcza. Całą sobą jest Amal - dziewczyną, która zostaje obdarta ze swojej godności, której zabiera się jej wszytko łącznie z imieniem. Widzimy jak za sprawą działań Anisa, z pięknej i uśmiechniętej dziewczyny staje się wrakiem człowieka. Jednak tak jak róża jerychońska w krótkich chwilach radości rozkwita, by za chwilę znowu uschnąć. Momentami, aż ciężko uwierzyć jak bardzo potrafi grać na emocjach, jak świetnie przechodzi z jednego stanu emocjonalnego w drugi.
fot. Maciej Piąsta 

Świetną rolę kreuje również Sambor Czarnota (Anis), który z zimną krwią dąży do osiągnięcia swojego celu. Jest bezwzględny, perfekcyjnie manipuluje otoczeniem, chce by wszystko działo się na jego zasadach. Jest odporny na błagania Amal o zwrot paszportu i możliwość powrotu do domu, ale też na prośby żony, która jest od niego uzależniona zarówno materialnie, jak i emocjonalnie.
Natomiast Ewa Audykowska Wiśniewska przejmująco ukazuje Nadine - kobietę uwięzioną zarówno w patologicznej relacji z mężem, jak i we własnym strachu. Nie potrafi zaakceptować obecności Amal. Z pewnej siebie i swojej pozycji w domu kobiety przeradza się w wyniszczoną i przestraszoną osobę.

fot. Maciej Piąsta 

Świetną przeciwwagą dla całej ten brutalności i bezwzględności jest Fady. On jako jedyny zachowuje czyste intencje w stosunku do Amal. Krzysztof Wach, który kreuje tą postać, po mistrzowsku rozgrywa scenę w kinie - to, co dzieje się z jego mimiką w czasie rozmowy z Amal jest naprawdę niesamowite. Z przyjemnością możemy obserwować z jaką delikatnością próbuje zbliżyć się do dziewczyny, mimo oporu jaki mu stawia. 
Ostanią już osobą, której należy się uwaga, jest postać matki Oleny. Ewa Karaśkiewicz całą sobą ukazuje rozpacz po wyjeździe córki. Świetnym pomysłem było użycie w scenach z jej udziałem języka ukraińskiego. I skoro jesteśmy już przy języku, to warto pamiętać, że dość spora część przedstawienia grana jest w języku angielskim.

fot. Maciej Piąsta 

W tym spektaklu nie ma słabego ogniwa, wszyscy na scenie tworzą jeden organizm, który perfekcyjnie funkcjonuje. Nie ma tam zbędnych ulepszaczy, scenografia jest uproszczona do minimum. Przez prawie dwie godziny nie było ani chwili, w której można byłoby się nudzić. Reżyser Waldemar Zawodziński z aptekarską precyzją wyważył każdy element spektaklu i to jest jego klucz sukcesu. Świetnym pomysłem było wystawienie tej sztuki na scenie Kameralnej - dzięki ograniczonej przestrzeni widz praktycznie namacalnie może wejść do stworzonego świata i zachowuje wręcz intymną relację z aktorami. 

fot. Maciej Piąsta 

Handel ludźmi to dość nieoczywisty temat jednak jest strasznie ważny. Każdego dnia ofiarą tego procederu padają ludzie na całym świecie, którzy są wykorzystywani jako niewolnicy seksualni, a także jako darmowa siła robocza. Jest to problem, który powinien być coraz bardziej nagłaśniany. Dlatego też bardzo cieszymy się, że powstał taki spektakl.
"Róże jerychońską" powinien zobaczyć każdy!


Komentarze